Przewodniczący Mao zachęcał obywateli do posiadania wielu dzieci - wiele dzieci, to wielu komunistów, którzy opanują nie tylko Chiny ale cały Świat. Następcy Mao zdali sobie sprawę, że duży przyrost naturalny będzie dużym obciążeniem dla państwa. Chińskie władze wprowadziły w 1977 r. (kilka lat po śmierci Mao) tzw. politykę jednego dziecka w celu ograniczenia przyrostu naturalnego (oficjalna nazwa: polityka planowania rodziny). Zakładała ona, że każde małżeństwo mogło mieć tylko jedno dziecko. Wyjątkiem były rodziny rolników, dla których przewidziano możliwość wychowania drugiego dziecka w przypadku, gdy pierwsza urodziła się dziewczynka (lub niepełnosprawny chłopiec) i nie było męskiego potomka mogącego przejąć gospodarstwo. Za przywilej posiadane większej liczby dzieci trzeba jednak było zapłacić i uzyskać wcześniej stosowną zgodę lokalnych władz. Opłata ta - tzw. opłata za obsługę wynosiła rocznie nawet 5-krotność średniej pensji - aż do pełnoletności dziecka. W przypadku zaś, gdy kobieta urodziła drugie (lub na wsi trzecie) dziecko bez zgody władz, poza wysoką karą finansową mogła zostać poddana przymusowej sterylizacji. Ale nie dochodziło do tego tak często, bo kobiety w nadmiarowych ciążach częściej zmuszane były do aborcji.
Ofiarami aborcji padały głównie dziewczynki i to nawet te z pierwszej ciąży. Chiny, podobnie jak wiele innych krajów azjatyckich, mają długą tradycję preferencji syna. Chłopcy stanowili dla rodziców zabezpieczenie na starość, gwarantując im utrzymanie. Polityka jednego dziecka wprowadzała dodatkową presję na posiadanie potomków męskich. Dziewczynki, jeśli nie były zabijane, często trafiały do domów dziecka, skąd część z nich była adoptowana przez obcokrajowców (masowe akcje). Konsekwencją tych działań jest obecnie duża dysproporcja w liczebności kobiet i mężczyzn. Na 100 kobiet w Chinach przypada obecnie 118 mężczyzn, podczas gdy na całym świecie jest to stosunek 100 na 107. Z tego powodu ponad 40mln Chińczyków w wieku produkcyjnym nie znajdzie obecnie dla siebie żony. Próby sprowadzania żon z krajów sąsiednich nie powiodły się - mało która kobieta chciała być żoną Chińczyka. Być może dlatego, że chińscy jedynacy są bardzo rozpieszczani i wyrastają na niegrzecznych, niemiłych i złośliwych mężczyzn.
Kilka lat temu (2015) polityka jednego dziecka została złagodzona, z powodu nadmiernego starzenia się społeczeństwa. Można już było bez problemów mieć dwójkę dzieci, więc często mówi się już o polityce dwojga dzieci. Ale młodzi, którzy wychowali się jako jedynacy, nadal nie są skłonni do posiadania więcej dzieci niż jedno. Również z powodów finansowych - rosnący konsumpcjonizm skłania do osiągnięcia sukcesu zawodowego, zarabiania jak najwięcej i jak najwięcej wydawania, ale na markowe zakupy, a nie na dzieci. Dzieci nie tylko kosztują (wszystkie stopnie edukacji), ale mogą być przeszkodą na drodze do osiągnięcia takiego sukcesu. W 2019 roku w Chinach urodziło się 14,65 mln dzieci, co przekłada się na współczynnik urodzeń na poziomie 10,5 na 1000 mieszkańców – najniższy od 1952 roku. Bo problem starzenia się społeczeństwa staje się coraz bardziej widoczny. Chiński (ogólnie: wschodnioazjatycki) model rodziny, w której dorosłe dzieci opiekują się rodzicami zaczyna drżeć w posadach. Rodzice dużo bardziej niż dawniej poświęcają się dla swoich dzieci ale na starość nie dostają opieki, która jeszcze niedawno, przez całe tysiąclecia, była czymś oczywistym.
W maju 2021 roku ogłoszono wyniki spisu ludności, z których wynika, że populacja kraju rośnie w najwolniejszym tempie od lat sześćdziesiątych XX w. Według chińskiego Krajowego Biura Statystycznego, populacja wzrosła o zaledwie 5,38 % w ciągu ostatniej dekady osiągając 1,411 mld osób. W tym samym okresie odsetek osób powyżej 65 roku wzrósł o połowę (z 8,8 do 13,5 %). Potwierdziło to faktyczne fiasko polityki dwojga dzieci. 31 maja 2021 najwyższe kierownictwo Chińskiej Partii Komunistycznej podjęło decyzję o zgodzie na posiadanie trójki dzieci. Za wszelką cenę władze próbują zapobiec nadciągającemu kryzysowi demograficznemu, jednak obywatele jak na razie im w tym nie pomagają. Być może potrzeba nie tylko zgody, ale i zachęty - np. czegoś podobnego do 500+.
Naukowcy są już pewni, że teraz lub najdalej za kilka lat, liczba ludności Chin osiągnie swoje maksimum i zacznie spadać. Najnowsze prognozy ONZ przewidują, że do końca obecnego wieku populacja Chin zmniejszy się o 900 mln (wariant wysoki) lub w najlepszym wypadku o 250 mln (wariant niski) osób. Średni wariant przewiduje, że za 80 lat liczba ludności Chin spadnie o połowę. Prognozy te prezentuje załączony wykres. Jeszcze w 2015 roku wskaźnik dzietności (w uproszczeniu: ilość dzieci urodzonych przez przeciętną kobietę) był w Chinach (1,75) na podobnym poziomie co we Francji (1,8) czy USA (1,6). W 2021 roku wyniósł jedynie 1,16, a w kolejnym roku może spaść nawet do poziomu 1,08. Poziom zastępowalności pokoleń wynosi ok. 2,15 - obecnie żaden kraj rozwinięty nie znajduje się nawet w pobliżu tego wyniku. Liczba ludność Ziemi nadal rośnie, ale za sprawą krajów biednych, głównie w Afryce (Nigeria, Kongo i Etiopia) oraz Indii.
Stało się! W 2022 roku liczba urodzin (9,65 mln) była niższa od liczby zgonów (10,41 mln)!. To po raz pierwszy od czasu Wielkiego Skoku Naprzód, nieudanego eksperymentu gospodarczego Mao Zedonga, który doprowadził do powszechnego głodu i śmierci w latach 60 ubiegłego wieku.
Całkowite zlikwidowanie ograniczenia liczby posiadanych dzieci raczej nie jest możliwe. Taki ruch oznaczałby co prawda spory przyrost naturalny, ale głównie w najniższych warstwach społecznych, które nie generują odpowiednio wysokich dochodów dla gospodarki. Pekin chciałby, by rozmnażała się klasa średnia - ale ona nie za bardzo ma na to ochotę. To widać szczególnie w cząstkowych danych dotyczących dzietności: średnia dla kraju to 1,16, ale w Pekinie to już tylko 0,71, a najniższy wskaźnik odnotowany w prowincji Heilongjiang to 0,63. I to pokazuje skalę dramatu chińskiej demografii - do Państwa Środka wielkimi krokami nadciąga kryzys demograficzny.