Podsumowanie

To była niesamowita podróż. I wspaniała przygoda. Przez zaledwie tydzień poznaliśmy, choć pobieżnie, kraj o którym wcześniej nie mieliśmy wielkiego pojęcia. Który przed wyjazdem kojarzył nam się wyłącznie z pustynią i górami. Wysokie góry (Atlas Wysoki) widzieliśmy z daleka, przez niższe (Atlas Średni) - przejechaliśmy autostradą, w 2 godziny zjeżdżając z przełęczy na wysokości 1200 metrów, do poziomu Atlantyku. Zaskoczeni byliśmy tym, jak dobre drogi są w Maroku, kolej podobno też nie gorsza (mają nawet TGV). Zobaczyliśmy kawałek pustyni piaszczystej i wielkie połacie pustyni kamienistej. Ale też i uprawy, których wcześniej w takim kraju się nie spodziewaliśmy. Jednak najciekawsze oczywiście były miasta. Od dawnych portugalskich twierdz na wybrzeżu Atlantyku, przez Casablankę - Marsylię Afryki, po te najważniejsze - cesarskie, a właściwie imperialne, lub przynajmniej królewskie. Cztery aktualne i dawne stolice zrobiły na nas duże wrażenie. Każda była nieco inna - od pełnych starożytnych zabytków, wspaniałych medin i suków FezuMarrakeszu, przez zupełnie nam nie znane wcześniej Meknes, po bardzo nowoczesny Rabat. Marrakesz i Fez najbardziej są do siebie podobne, ale też mocno się różnią. Choćby położeniem - jedno na oazie na pustyni, terenie zupełnie płaskim, drugie nad rzeką, wśród wzgórz i gór na horyzoncie. I architekturą - i w jednym, i w drugim jest starożytna medyna, suki, ale kilka wieków sprawiło zaskakujące różnice. Mieliśmy to szczęście, że jechaliśmy w takim kierunku, że stopniowo docieraliśmy do coraz ciekawszych miast. Choć wybór pomiędzy Fezem i Marrakeszem byłby bardzo trudny, to mnie osobiście chyba bardziej urzekł Fez. Ale może też dlatego, że w Marrakeszu byliśmy zdecydowanie za krótko - żeby zobaczyć najciekawsze minimum, to trzeba by tam spędzić 2 dni, a nie ledwie jeden (ściślej: wieczór jednego i przedpołudnie drugiego).

Mozaika w terminalu lotniska Agadir-Al Massira

Maroko to kraj wielu kontrastów. Od geograficznych: wysokie góry (niektóre pokryte lasami cedrowymi) i płaskie pustynie, obszary skrajnie suche i wybrzeże Atlantyku, gdzie choć prawie nie pada, to wilgotność utrzymuje się na poziomie 80-100%! Ekonomicznych: bieda na prowincji, bidonville (slumsy) w Casablance i bogate centra miast, pełne nowych aut, biurowców i eleganckich hoteli. I tramwajów! To miasta z jednej strony bardzo nowoczesne, z centrami handlowymi i restauracjami, a z drugiej strony - są tu medyny, które niewiele zmieniły się przez 800 lat. Szklane, nowoczesne fasady w jednej dzielnicy, są jakże inne od pokrytych od podłóg po dach mozaikami i misternie rzeźbionymi tynkami. Maroko jest krajem muzułmańskim, w którym codzienne życie wielu ludzi jest kształtowane przez tradycje religijne, jak np. regularne modlitwy i święta muzułmańskie. Jednocześnie kraj przyciąga turystów z całego świata, co wprowadza wpływy zachodnie i międzynarodową atmosferę, szczególnie w kurortach turystycznych. Na ulicach mijają się panie w tradycyjnych strojach, często z chustami na włosach i ubrane w T-shirty i krótkie spodenki - turystki, ale też i młode Marokanki. Zresztą kontrasty w strojach samych Marokańczyków pochodzących z różnych regionów, też są niemałe. W manufakturach rzemieślnicy wytwarzają ręcznie, z użyciem mało zaawansowanych narzędzi przedmioty, w taki sposób i w takiej formie, jak nauczyli się tego ich praprzodkowie przed kilkoma wiekami, zerkając jednocześnie na ekrany smartfonów. Na ulicach widać wiele nowych aut, ale też bardzo dużo takich, które mają 20-30 lat i więcej. Na budowach hoteli czy biurowców pracują współczesne buldożery i dźwigi, a w medynach jedynym środkiem transportu będzie grzbiet osiołka (a na pustyniach garb dromadera). Wizualnie, najbardziej chyba utkwiły nam w pamięci wszechobecne mozaiki.

Jeśli chodzi o samą wycieczkę, program i organizację, to jak zwykle nie zawiedliśmy się na doświadczeniu biura Rainbow. Zdarzały się drobne potknięcia (miejsca w autokarze czy wypadnięcie z programu Volubilis), ale były to sprawy na tyle błahe, że szybko o nich zapomnieliśmy. Formuła Premium okazała się doskonałym wyborem - od małej grupy, po lepsze i zlokalizowane w centrach odwiedzanych miast hotele. Ostrożne podejście do wody pitnej uchroniło nas przed problemami jelitowymi (w autokarze woda butelkowana i inne napoje dostępne były w każdej ilości, a w hotelach turystom podaje się tylko bezpieczną bakteriologicznie). Wielkim atutem naszej wycieczki był pilot - pan Sebastian, który w bardzo interesujący sposób zajmował nas podczas wielogodzinnych przejazdów opowieściami o tym kraju i o miejscach, które mieliśmy zwiedzać. Trzeba przyznać, że ma ogromną wiedzę, a nie zauważyliśmy, żeby wspomagał się notatkami. Z Marokiem związany jest od około 10 lat i z tego co mówił, widać było, że dogłębnie poznał ten kraj. (Przeglądając opinie z wcześniejszych wycieczek zauważyliśmy, że najlepsze noty zawsze otrzymywał właśnie pan Sebastian.) Poza jednym wyjątkiem, wszędzie w hotelach był dobry Internet (w razie czego można na lotnisku kupić tani starter - 20GB/10€), nie było też problemu z wymianą euro lub dolarów na dirhamy (o wymianie złotówek należy zapomnieć). Jedynym minusem były płatne napoje do kolacji - o tyle istotnym, że alkohol jest w Maroku bardzo drogi (puszka piwa kosztuje 50x więcej niż chleb, a butelka wina - 100x).

Magnes na lodówkę z ceramiki. Typowy wzór marokański.

W drugiej połowie maja spodziewaliśmy się temperatur, w miastach leżących wewnątrz kraju, oscylujących pomiędzy 15-35°C (noc/dzień), a w Agadirze nawet o 5-10°C chłodniej. Zakładaliśmy też, że pod koniec maja woda w Atlantyku będzie miała około 19-20°C - trochę chłodna, ale na krótkie kąpiele powinno to wystarczyć. W tym roku woda okazała się wyjątkowo chłodna - ledwie 18°C - to tyle, co w Bałtyku na początku lata, ale nie było to dla nas przeszkodą w krótkich kąpielach. Natomiast z temperaturami powietrza trafiliśmy na okres lekkiego „ochłodzenia” - w centrum kraju temperatura nie przekraczała 30°C, a w Agadirze 20-25°C (nocą nie spadała poniżej 17°C). Do zwiedzania były to doskonałe warunki! Do plażowania w słonecznie dni też - tak mieliśmy na początku części pobytowej. Jednak po 3 pogodnych dniach w Agadirze, z każdym dniem było coraz bardziej pochmurno (zwykle do południa, ale ostatniego dnia - przez cały dzień) i chłodna bryza sprawiała, że plażowanie stawało się wyzwaniem (na szczęście w Agadirze i okolicach jest co robić poza plażowaniem). Największym zaskoczeniem była jednak dla nas wilgotność powietrza - w centrum kraju nie przekraczała 50% (zwykle 30-40%), czego się spodziewaliśmy. Jednak w Agadirze za dnia, w słońcu, było ponad 75-80%, a nocami 100%! - ręczniki czy stroje kąpielowe które zdążyły podeschnąć po południu, pozostawione na noc robiły się z powrotem bardzo wilgotne.

Jeśli ktoś chciałby zwiedzić kawałek Afryki, to na pierwszy raz Maroko jest doskonałym wyborem. To stosunkowo bezpieczny dla turystów kraj, z łagodniejszą niż gdzie indziej wersją islamu. I jednocześnie ciekawy. Do Maroka jest daleko - samolotem leci się prawie 5 h, a więc i koszt podróży jest istotnym składnikiem ceny wycieczki. Dlatego warto rozważyć, aby za jednym wylotem uczestniczyć nie tylko w części objazdowej, ale też dodać do tego tydzień wypoczynku w jednym z hoteli w Agadirze. Standard wszystkich (lub przynajmniej większości) jest jak na Afrykę bardzo wysoki. Trzeba mieć tylko świadomość, że to wybrzeże Atlantyku, z chłodnym Prądem Kanaryjskim i jak na Afrykę, nie zawsze jest tam upalnie (podobnie jak na Kanarach). Można też rozważyć pobyt nie w Agadirze, tylko w Saidii nad Morzem Śródziemnym - zapewne jest tam cieplej niż w Agadirze, ale odpadnie atrakcja kąpieli w Atlantyku. Ceny pamiątek czy upominków są w Maroku też przystępne, zwłaszcza po przejściu całego czasochłonnego procesu targowania! (My przywieźliśmy dużo ręcznie robionej ceramiki - pięknej, choć ciężkiej i kruchej.)

wstecz