Kreteńczycy
Kreteńczycy to specyficzny naród. Na każdym kroku zaznaczają swoją odrębność - w pierwszej kolejności
nazywają siebie Kreteńczykami, a dopiero potem Grekami (i to niechętnie lub wcale). Dialekt kreteński jest bardzo zbliżony do
greki używanej na stałym lądzie, ale pewne drobne różnice (np. w nazwach produktów spożywczych) występują.
I buntowniczy to naród. We krwi mają wstręt do wszelkiego
zewnętrznego przymusu, niezależnie od jego postaci. W zamierzchłych czasach buntowali się przeciwko okupantom tureckim czy hitlerowskim.
Bunty ludności i krwawe powstania wpisane są w historię wyspy tak jak architektura w jej krajobraz. Do dzisiaj
wielką czcią otaczani są obrońcy klasztoru Arkadia, którzy w 1866 r. bronili się bezskutecznie przed przeważającymi siłami tureckimi.
Kiedy klęska była już przesądzona, obrońcy nie chcąc dostać się do niewoli, zamknęli się w prochowni i wysadzili się w powietrze.
Honorową śmierć poniosło ponad 1000 obrońców, w tym wiele kobiet i dzieci. Waleczni i honorowi - tacy byli i nadal są mieszkańcy Krety.
W czasach współczesnych buntują się przeciwko władzy w Atenach. Raz z powodu obecności na wyspie amerykańskich baz wojskowych.
Innym razem, gdy czują się pokrzywdzeni w rozdzielaniu europejskich funduszy - protestują w tej sprawie niemal co roku, czasem wychodząc na wiejskie drogi i uzbrojeni
blokując je. Mimo oficjalnego zakazu posiadania broni palnej, wielu Kreteńczyków posiada takową, najczęściej jeszcze z czasów II Wojny Światowej.
Zapuszczając się w górskie drogi natknąć się można na znaki drogowe, podziurawione kulami. Im więcej takich znaków i im bardziej są one dziurawe,
tym bardziej nieokiełznana to okolica.
Brak szacunku i nieufność w stosunku do władzy to standard. Unikanie płacenia podatków traktują nie jako przestępstwo, ale raczej
swoistą fantazję i bunt przeciwko narzuconym prawom. Państwo nie jest potrzebne Kreteńczykom do rozstrzygania
lokalnych problemów - wolą je rozwiązywać na własną rękę. Prowadzi to czasem do przypadków zemsty rodowej - przypomina się od razu sycylijska
vendetta. Ponad władzą państwową stawiana jest tradycyjna samokontrola społeczna i rodzinna, często o wiele skuteczniejsza.
A jeśli już zachodzi konieczność załatwienia jakiejś sprawy w urzędzie, to mało kto próbuje dokonać tego samodzielnie.
Najczęściej w pomyślnym załatwieniu sprawy pomagają znajomości własne lub czyjaś rekomendacja.
Podobnie w kwestiach finansowych - to rodzina jest uważana za rękojmię bezpieczeństwa finansowego i socjalnego.
Jednak taka hierarchia wartości utrzymuje się na terenach wiejskich. Przemiany gospodarcze, a zwłaszcza gwałtowny rozwój turystyki
sprawiają, że w miastach (dokąd masowo uciekają młodzi ze wsi) zaznacza się stopniowe odchodzenie od tradycji.
Jedną z najważniejszych zasad dla Kreteńczyków (Greków w ogólności) jest gościnność, traktowana nie tylko jako zobowiązanie ale też jako cnota.
Chyba najlepiej świadczy o tym podwójne znaczenie słowa xenos - "obcy" i "gość".
Wzajemne goszczenie się, odwzajemniane podarunkami, powoduje nawiązywanie sieci powiązań wykraczających poza rodzinę.
Jak wielką wartością dla wyspiarzy jest gościnność, może świadczyć fakt z II Wojny Światowej. Ci sami chłopi,
którzy atakowali niemieckich spadochroniarzy tym co im wpadło w rękę, opiekowali się rannymi Niemcami w swoich domach.
Zdarzało się nawet, że wyleczonych żołnierzy potajemnie odprowadzano do oddziałów.
Ponieważ gościnność Kreteńczyków wobec turystów zbyt często nie była niczym odwzajemniana, zwykli turyści nie zawsze traktowani są jako goście.
Nieprzystojne (według kreteńskich kryteriów) zachowanie turystów sprawia dodatkowo, że Kreteńczycy skrycie się z nich
naśmiewają, a czasem robią im różne drobne kawały. Ale w bezpośrednich kontaktach z urlopowiczami starają się okazywać swoją gościnność i życzliwość, tak jak swoim rodakom.
Przejawia się to m.in. machaniu rękami, trąbieniu klaksonami (uwielbiają to), czy choćby uśmiechaniu się na powitanie.
A jeśli zatrzymać się samochodem na poboczu z włączonymi światłami awaryjnymi, to po chwili zatrzyma się kilka
samochodów z wyspiarzami oferującymi pomoc.
Zgodnie ze śródziemnomorską specyfiką, w upalne południe życie na Krecie zamiera.
Mieszkańcy Krety respektują - podobnie jak w Grecji kontynentalnej, w Hiszpanii czy we Włoszech - sjestę.
Długie przerwy po południowym posiłku to rzecz normalna - pracuje się za to rankiem i popołudniem.
Jednak na Krecie przybiera to bardziej radykalne formy. Bo o ile w Grecji kontynentalnej, w miejscowościach turystycznych
sklepy czynne są "pod turystów" prawie cały dzień, to na wyspie przerwa południowa to rzecz święta. A po sjeście
sklepy otwierane są tylko w niektóre dni tygodnia. A jeśli właściciel nie ma na to ochoty to nie otworzy sklepu wcale.
Kreteńczycy mają dość stoickie podejście do życia. Nigdy im się nie spieszy, zawsze mają czas by pogadać
z sąsiadem. A jeśli powiedzą, że zrobią coś później, to wcale nie oznacza, że rzeczywiście zamierzają to zrobić.
Męskie życie towarzyskie na wsi i w małych miasteczkach toczy się w kafenionach. To coś więcej niż
miejsce, w którym można napić się kawy. Przy kawie, lokalnych alkoholach i partyjce tavli
rozważane są małe i wielkie sprawy polityczne, przekazywane są plotki i dobijane interesy.
Kobiety do kafenionów nie zaglądają i nawet turystki nie są tam mile widziane.
Kretenki spotykają się najczęściej na zakupach czy przed kościołem. I choć na pierwszy rzut oka
wydawałoby się, że kobiety na Krecie są dyskryminowane, to w zaciszu domowym to one zazwyczaj mają
decydujący głos oraz rządzą pieniędzmi.
Uświęconą tradycją jest dla Kreteńczyków wspólne wytwarzanie lokalnego alkoholu, którym wcale nie jest ouzo. W rejonie Chani jest to tsikoudia, dalej na wschód nazywa się raki, ale to ten sam „bimber”, który towarzyszy Kreteńczykom w niemal każdej sytuacji. W wielu miejscowościach mieszkańcy wspólnie destylują raki w wioskowej destylarni. Przez 2-3 tygodnie na przełomie października i listopada prawie codziennie któryś z nich przynosi swój zacier (robiony na bazie moszczu pozostałego po produkcji wina) i często takie „pędzenie” zamienia się w biesiadę z muzyką i tańcami. Tsikoudia jest zwyczajowo podawana w malutkich kieliszkach wraz z deserem, po zakończeniu głównego posiłku, a czasem jako aperitif przed posiłkiem. Przy czym oryginalny „bimber” ma znacznie większą zawartość alkoholu (40-65%), niż to co można kupić w sklepach (max. 40%). W Grecji kontynentalnej odpowiednikiem tsikoudia jest tsipouro.
Prawie wszyscy Kreteńczycy są praktykującymi wyznawcami Kościoła Ortodoksyjnego (Prawosławnego).
W mszach niedzielnych masowo uczestniczą przede wszystkim kobiety, dla których kościół jest mniej
więcej tym, czym dla mężczyzn kafenion (kawiarnia) - miejscem towarzyskich spotkań z sąsiadami
i znajomymi. Praktyki religijne to nie tylko tradycja i przyzwyczajenie - ludzie wręcz lubią chodzić do kościoła.
Nabożeństwa odprawiane są dosyć długo (około 3 godzin) i niewiele osób pozostaje w świątyni przez cały czas.
Wierni wychodzą w trakcie mszy, by uciąć pogawędkę ze znajomymi przed kościołem, potem wracają lub nie - zależnie od nastroju.
Zewnętrzne ramy uroczystości kościelnych często przypominają swoiste jarmarki, w których mieszkańcy wiosek uczestniczą z wielką przyjemnością.
Kościół na Krecie dysponuje ogromną władzą i głęboko oddziaływuje na życie codzienne mieszkańców.
Aż do 1983 r. małżeństwa zawierane były wyłącznie w kościele - śluby cywilne nie istniały.
Dziś śluby cywilne ważne są na równi z kościelnymi, ale żadna szanująca się para nie odważy się
zrezygnować ze ślubu kościelnego albo z ochrzczenia dziecka. Trudno sobie także wyobrazić
aby jakiś akt państwowy dokonał się bez obecności dostojników kościelnych i błogosławieństwa Kościoła.
Kościół kreteński zajmuje w Grecji szczególne miejsce - wraz z górą Athos, wyspami Dodekanezu i prawosławnymi gminami Turcji
posiada samodzielność administracyjną i podlega bezpośrednio patriarchatowi w Stambule.
W Heraklionie rezyduje arcybiskup, a 7 biskupów zawiaduje diecezjami Krety.
|