Błękitne Groty i Zatoka Wraku (Navagio)wycieczka MIX Północ SuperVIP z Zante Magic Tours Zante Magic Tours Kilka miesięcy przed wyjazdem na Zakynthos znalazłem na forum poświęconym Grecji informacje o biurze turystycznym na tej wyspie, prowadzonym przez małżeństwo Polaków i organizującym wycieczki po wyspie - dla Polaków i w dodatku w małych grupach. Po krótkich poszukiwaniach, oprócz strony biura Zante Magic Tours (dalej będę używał skrótu ZMT) znalazłem dużo opinii osób, które korzystały z jego usług. Przyznam, że zakres opinii był szeroki - od skrajnie negatywnych do bardzo pozytywnych. Ponieważ tych pozytywnych było znacznie więcej zaryzykowałem i zarezerwowałem w maju dwie wycieczki. Zamierzaliśmy spędzić na Zakynthos tylko tydzień, więc zależało nam, aby przy pomocy jak najmniejszej liczby wycieczek zwiedzić jak najwięcej. ZMT miało w swojej ofercie wycieczkę MIX Północ SuperVIP, która w ciągu jednego dnia pozwalała zobaczyć Zatokę Wraku z klifu i bezpośrednio od morza, popłynąć do Błękitnych Grot oraz jeszcze kilka innych atrakcji. Gdyby skorzystać z usług rezydenta TUI, to aby zaliczyć to samo, musiałbym wykupić 2 osobne wycieczki. Wariant SuperVIP zapewnia wycieczkę 8-osobowym autem, a więc dość kameralnie. W grę wchodził jeszcze wariant VIP, nieco tańszy - 21-osobowym busem. Trzecia możliwość - 50-osobowym autokarem nie bardzo nam się podobała. Cena takiej kompleksowej (dwa rejsy) wycieczki w ZMT była porównywalna do ceny jednej wycieczki (z jednym rejsem) u rezydenta (przy tej samej wielkości pojazdu). Rachunek był więc prosty, dodatkowo kameralna atmosfera (SuperVIP) i możliwość rezerwacji jeszcze przed wylotem ostatecznie mnie przekonała. Drugiego dnia pobytu na Zakynthos, poszliśmy na spotkanie do baru Two Brothers w Planos. Tam poznaliśmy właściciela firmy - Macieja, który opowiedział nam o sobie, firmie i ofercie ZMT. Podjęliśmy ostateczną decyzję i następnego dnia mieliśmy jechać na wycieczkę MIX Północ SuperVIP z Joanną - żoną Macieja. A kilka dni później na 3-godzinny Rejs na żółwie po zatoce Laganas. Przy okazji okazało się, że wycieczki SuperVIP już nie było w ofercie (być może chwilowo, w szczycie sezonu), ale nasza wcześniejsza rezerwacja była wiążąca - duży plus dla ZMT. Drugi plus to rabaty, w sumie 10% - za wcześniejszą rezerwację i dwie wycieczki. Wychodząc z Two Brothers byliśmy nastawieni bardzo pozytywnie i nawet nie rozważaliśmy już wycieczek u rezydenta TUI. Winiarnia Solomos Następnego dnia odebraliśmy po śniadaniu lunch packet i o umówionej godzinie stawiliśmy się na przystanek KTEL przy głównej drodze. Po kilku minutach podjechał minivan, którym kierowała Asia (pełniła jednocześnie funkcje przewodnika). Tego dnia oprócz prowadzonej przez nią wycieczki SVIP była jeszcze VIP, której pilotem był Robert oraz "zwyczajna" - autokarowa, pilotowana przez Tomka. Kilkakrotnie w ciągu dnia nasze drogi schodziły się i na rejsy płynęliśmy raz z jedną, raz z drugą grupą. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do winiarni (i tłoczni oliwy) Solomos Wines. Pobyt tam przebiegł według podobnego schematu, jak zwiedzanie 4 lata wcześniej na Kos tamtejszej winiarni: opowieść właściciela (tłumaczona przez Roberta, którego grupę tam spotkaliśmy), zwiedzanie winiarni i piwnic, degustacja win oraz możliwość zakupu - zarówno wina jak i oliwy - w atrakcyjnych cenach. Winiarnia Solomos, to jeden z najważniejszych producentów na Zakynthos. Wina stąd były wielokrotnie nagradzane i praktycznie w każdej tawernie na wyspie można je spotkać. Niestety nie mogliśmy, tak jak na Kos, zobaczyć samej produkcji - byliśmy tu prawie miesiąc wcześniej i winogrona jeszcze nie dojrzały do tłoczenia wina. Chociaż do jedzenia były już prawie dobre. Mimo, że nie planowaliśmy zakupu wina, spróbowaliśmy z niemal wszystkich czternastu wystawionych butelek (tyle różnych win produkują). Wino było bardzo różnorodne w smaku ale znaleźliśmy 2 butelki, których zawartość naprawdę nam smakowała. Zakładam, że nazwa winiarni pochodzi od nazwiska Solomos - czyżby byli to jacyś krewni słynnego poety Dionizosa Solomosa (więcej o nim w opisie stolicy wyspy)? Rzut oka na wyspę Wyruszyliśmy w dalszą drogę, ścigając busa z grupą Roberta. Podczas całej wycieczki Asia zajmowała nas opowieściami o Grekach, ich języku, Zakynthos, żółwiach Caretta caretta itp. oraz o atrakcjach które jechaliśmy zobaczyć. Większość informacji bazowała na jej (i jej męża) doświadczeniach, nie znajdzie się więc tego w przewodnikach. Tak naprawdę, to buzia ani przez chwilę się jej nie zamykała :)) dzięki czemu zdobyliśmy sporo cennych informacji. Zatrzymaliśmy się na krótki postój w punkcie widokowym, z którego rozpościerała się panorama na zatokę Alikon oraz na pobliską Kefalonię (odległa tylko o 8,5km od Zante). Niestety byliśmy we wschodniej części wyspy, więc trudno było o tej porze dnia zrobić dobre zdjęcia. Z tego punktu mogliśmy jednak zobaczyć jakie ukształtowanie ma Zante. Niemal cała południowo-wschodnia część jest nizinna, za wyjątkiem wzniesienia (Skopos - 491 m n.p.m), z charakterystycznym "czubkiem", na wschodnim brzegu zatoki Laganas. Dzięki sporym (jak na Grecję) opadom deszczu, jakie występują na Wyspach Jońskich, rośliny mają tu dobre warunki do wegetacji. Na terenach tych uprawia się przeważnie winogrona oraz w mniejszym stopniu drzewa oliwne. Mieszka tu też większość mieszkańców wyspy, a na wybrzeżach, przy piaszczystych zatokach, zlokalizowane są wszystkie kurorty Zante. Nad piaszczystymi plażami widocznej z punktu widokowego (jako najbliższa) zatoki Alikon leżą dwie znane miejscowości turystyczne: Alikes i Alikanas. Jest tam znacznie spokojniej niż w leżących dalej na południe Tsilivi i Planos, a zwłaszcza w jeszcze dalej położnym gwarnym Laganas. No i sama plaża - piaszczysta, ciągnąca się przez kilka kilometrów, z łagodnie opadającym dnem morskim jest jedną z najatrakcyjniejszych na wyspie. Natomiast cała północna i zachodnia część jest górzysta, z najwyższym wzniesieniem - Vrachionas (756 m n.p.m.). Góra znana jest również pod nazwą "Kaki Rahi" - "trudna do zdobycia". W dolnej części stoków górskich są najlepsze warunki do uprawy oliwek. Ale to głównie na wschodnich zboczach, bo zachodnie i północne, bardziej skaliste, dochodzą do morza kończąc się stromymi klifami. Zaludnienie jest tu zdecydowanie mniejsze niż na nizinach. Dociera tu też mniej turystów - praktycznie tylko na wycieczki do przystani, skąd można popłynąć do głównych atrakcji północnego wybrzeża - skalistych klifów i pięknych zatok. Dzięki temu górskie wioski zachowały w dużej mierze swój dawny urok. Na zamieszczonej mapce (można ją powiększyć) widać doskonale kontrasty w ukształtowaniu Zakynthos. Xigia - zimne źródła siarkowe Jechaliśmy dalej na północ, wzdłuż wschodniego wybrzeża, by po kilkunastu minutach zjechać na parking przy zatoce Xigia. Plaża leży kilkadziesiąt metrów poniżej parkingu, ale już gdy wysiedliśmy z samochodu, poczuliśmy niezbyt przyjemny zapach siarkowodoru. Przy kamienistym brzegu był już on bardzo intensywny. Przyczyną tego niecodzienego zapachu są podwodne źródła siarkowe, których ujście znajduje się w zatoczce. Woda w tym miejscu nie jest tak przejrzysta jak w innych częściach wyspy i co ciekawe - cieplejsza jest bliżej dna niż przy powierzchni. Podobno duża zawartość związków siarki stanowi „naturalne SPA”, korzystnie działające na skórę. Intensywność związków siarki jest tak duża, że po kilkunastominutowej kąpieli wchłonąłem tyle siarkowodru, że nawet po kilku kolejnych kąpielach w „zwykłej” wodzie morskiej pociłem się na „siarkowo”. Dla odważnych była przewidziana niespodzianka: możliwość wpłynięcia do podwodnej jaskini siarkowej, w której temperatura wody nie przekracza 15°C. Znowu połączyliśmy się z grupą Roberta i pod jego przewodnictwem odpłynęliśmy kilkadziesiąt metrów od brzegu. W prawej ścianie skalnej pokazał nam wlot do jaskini, który znajdował się niemal całkowicie pod wodą. Ponad powierzchnią wody był tylko kilkucentymetrowy prześwit. Dodatkową trudnością były ostre porowate skały i na tyle wąski otwór, że trzeba było wpływać bokiem. Robert poinstruował nas w jaki sposób bezpiecznie dostać się do jaskini i... po chwili kolejno wpływaliśmy do środka. Jaskinia ma ponad 10 m długości i około metra szerokości. I baaaaardzo zimną wodę przy powierzchni - niżej była znacznie cieplejsza. Szczęśliwcy, którzy mieli aparaty wodoodporne, mogli uwiecznić swoje dokonanie. Było to naprawdę ciekawe przeżycie i praktycznie nieosiągalne zarówno przy wycieczkach organizowanych przez rezydentów (zbyt duże ryzyko), jak i przy samodzielnym zwiedzaniu wyspy (wlot jaskini jest prawie niewidoczny z brzegu). W rzeczywistości są dwie plaże o nazwie Xigia - właśnie ta, na której byliśmy, oraz druga - około kilometra dalej na południe. Ta druga jest dogodniejsza do plażowania, ale nie tak ciekawie położona. Skinari i Błękitne Groty Najsłynniejsze, bo najpiękniejsze (nie tylko na Zante ale w całej Grecji) Błękitne Groty (Blue Caves) znajdują się u wybrzeży przylądka Skinari - najbardziej na północ wysuniętego cypla Zante. Rejsy do grot organizowane są z niemal każdego portu wschodniego wybrzeża. Ale najwygodniej jest wypłynąć z Agios Nikolaos. Po pierwsze dlatego, że stąd jest najbliżej. Po drugie - pływają z tego portu bardzo małe, często kilkuosobowe łodzie. A im mniejsza - tym do ciaśniejszej groty wpłynie. I wreszcie po trzecie: wody wokół przylądka Skinari nie zawsze są spokojne. Może się więc zdarzyć, że wypłynie się z portu leżącego dalej na południe, przy spokojnym morzu, a po dopłynięciu czeka zawód - wysokie fale uniemożliwiają wpłynięcie do grot. Oprócz krótkich rejsów do grot, z Agios Nikolaos wypływają promy na odległą o zaledwie 8,5 km Kefalonię - wyspę podobno jeszcze ładniejszą niż Zante. Kiedy dotarliśmy do portu Agios Nikolaos okazało się, że na małą łódź tylko dla nas musielibyśmy trochę poczekać. Dlatego ponownie dołączyliśmy do grupy Roberta i od razu wypłynęliśmy trochę większą (30-osobową) łodzią. Morze przy skalistych, usianych grotami, brzegach miało wspaniały błękitny kolor. Wynika to z faktu, że skały północnej części wyspy to jasne, często niemal białe wapienie. Dzięki temu błękit nieba, które odbija się w wodzie, nie miesza się z inną barwą skał. Dodatkowo biel wapieni rozjaśnia przy brzegach, gdzie jest trochę bardziej płytko (kilka - kilkanaście metrów), ciemnoniebieskie zazwyczaj morze. Tyle teorii. A co w praktyce? Tego nie da się naprawdę opisać i nawet zdjęcia nie oddają tego, co zobaczyliśmy. Gra światła w błękitnej, krystalicznie czystej wodzie jest przepiękna. Doskonale widoczne dno - zdawałoby się na wyciągniecie ręki - w rzeczywistości znajduje się kilka, a nawet kilkanaście metrów głębiej. Oprócz błękitu wody, wspaniałe są same groty - są tu ich dziesiątki, od małych i wąskich do takich, w które nasza niemała łódź bez większych problemów mogła wpłynąć. No i urokliwe łuki skalne, przez które większością łodzi da się przepłynąć. Widzieliśmy już ładne błękitne groty na Korfu, ale te na Zante, to zupełnie inna klasa. Najwyższa! W powrotnej drodze kapitan zarzucił kotwicę kilkadziesiąt metrów od wysokiego brzegu, przy dość głębokiej, ale niskiej grocie. Mieliśmy do niej płynąć wpław. Ponieważ morze w tym miejscu jest naprawdę głębokie, osoby które mniej pewnie czują się w wodzie, mogły założyć kamizelki ratunkowe. Niemal wszyscy zdecydowali się opuścić łódź i za Robertem popłynęliśmy do skalistego urwiska. Tuż nad powierzchnią wody znajdował się otwór o szerokości kilku metrów i wysokości około metra. Wpłynęliśmy do środka - grota była nieco wyższa niż otwór wlotowy. Miała ponad 20m długości przy powierzchni (pod wodą jeszcze dłuższa), 2-3 metry szerokości i kilka metrów wysokości (trudno powiedzieć ile dokładnie). Kiedy wpłynęliśmy głębiej i odwróciliśmy się w kierunku światła - zobaczyliśmy, że powierzchnia naszych ciał jakby fosforyzuje niebieskawą barwą. Niesamowite wrażenie! Navagio - Zatoka Wraku Opuściliśmy Agios Nikolaos i skierowaliśmy się drogą przez góry, w kierunku zachodniego wybrzeża. Krętymi i wąskimi, ale dość dobrze utrzymanymi drogami dotarliśmy do skraju klifu wiszącego nad Zatoką Wraku. Obok niewielkiego parkingu jest tu kilka budek z jedzeniem i pamiątkami (głównie orzechy w miodzie i oliwa) oraz pozostałości po małej platformie widokowej. Jeszcze rok temu tu wisiała nad urwiskiem - podobna do małego balkoniku w starych blokach z wielkiej płyty. Ze względów konstrukcyjnych mogły na nią wejść na raz 4 osoby (a zmieściłoby się może z sześć). Z platformy widać było w dole mniej niż połowę Plaży Wraku. Rok temu, pewnej nocy, platforma zniknęła. A ściślej mówiąc - wpadła do morza ucięta przez jakichś złośliwców. Mieszkańcy, raczej żartobliwie (a może nie?), obwiniają o to Turków - jak z resztą o wszystkie nieszczęścia, które przydarzają się Grekom. Ale wygląda to raczej na spisek właścicieli statków, którzy po zamocowaniu platformy kilka lat temu, znacznie odczuli spadek zainteresowania rejsami do zatoki. Bo plaża dostępna jest wyłącznie od strony morza - z lądu można na nią tylko popatrzeć. Z pozostałej podstawy platformy widok jest naprawdę marny. Jednak uczestnicy większości wycieczek fakultatywnych z wielkich biur podróży muszą się tym zadowolić. My przeszliśmy na prawo od parkingu, dziką ścieżką wzdłuż krawędzi klifu, wśród wysuszonej i kłującej roślinności. Ale o wiele bardziej uciążliwe od tego pod stopami, było to nad głową - palące słońce. Jednak wszystkie trudy półgodzinnego (w obie strony) spaceru warte były widoku, który stanął przed naszymi oczami, kiedy dotarliśmy do samej krawędzi klifu. Przepiękna zatoka, z niewiarygodnie niebieską wodą, zakończona była prawie białą (chyba piaszczystą) plażą. A na środku plaży przerdzewiały wrak statku. To właśnie ujęcia z tego miejsca, lub czasem z lotu ptaka, widnieją na wszelkich pocztówkach czy pamiątkach z Zakynthos. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że woda będzie miała taki intensywny kolor - zdjęcia zrobione przez nas w niczym nie ustępują tym pocztówkowym. Ale skąd wziął się tu ten stary wrak statku? Po pierwsze, nie jest on tak stary, na jaki wygląda. Pojawił się tu w latach 1980-82 - dokładnie nie wiadomo kiedy, bo różne źródła podają sprzeczne informacje. Oficjalna wersja opowiadana przez mieszkańców Zante głosi, że był to statek przemytniczy, wożący alkohol i papierosy z Turcji do Włoch (może dla mafii). Według jednej z wersji został uszkodzony przez sztorm i osiadł na mieliźnie. Zgodnie z inną został namierzony przez straż przybrzeżną i uciekając (albo będąc porzucony przez załogę), osiadł w zatoce. Jest sporo niejasności związanych z tą oficjalną teorią, jak choćby brak jakichkolwiek zapisów w dziennikach straży przybrzeżnej, czy zgłoszonych sygnałach SOS. Druga teoria, od której Grecy się stanowczo odcinają, mówi wprost, że wrak został tu umieszczony przez władze aby ściągnąć turystów i zahamować odpływ mieszkańców na stały ląd, za pracą. Niezależnie od przyczyn, Zatoka Wraku (i Plaża Wraku), znane też pod nazwą Navagio czy Shipwreck, stały się główną wizytówką Zakynthos i jedną z wizytówek całej Grecji. Plaża jest podobno w pierwszej piątce najpiękniejszych plaż na świecie. Po "zwiedzaniu" Zatoki Wraku z góry, przyszła pora na rejs do niej. Ale po drodze zatrzymujemy się jeszcze w górskiej wiosce Anafonitria. Znajduje się tu klasztor, a przy nim najstarszy (z XIV w.) trójnawowy kościół na Zante, który przetrwał wiele trzęsień ziemi. Wiódł tu ascetyczne życie mnicha św. Dionizy, patron wyspy. Legenda głosi, że mnich Dionizy udzielił w nim schronienia mordercy swego brata. I ta postawa zjednała mu szacunek mieszkańców, którzy uznali, że tylko święty człowiek mógł zdobyć się na taki gest. Ciekawie wygląda dzwonnica kościoła - bardziej przypomina basztę obronną i takie funkcje pewnie pełniła. Przy głównej ulicy wioski było kilka sklepików z pamiątkami - głównie przysmakami z Zakynthos - ziołami, orzechami w miodzie, rodzynkami, różnorodną oliwą, chałwą itp. Wszystkich produktów można było przed zakupem spróbować. A ponieważ była to pora obiadu, zatrzymaliśmy się w tawernie, w której znajomości miała Asia. Dzięki temu przed zamówieniem potraw, mogliśmy je sobie obejrzeć bezpośrednio w garach. Cała nasza ósemka została zaproszona do kuchni, gdzie zaprezentowano nam zawartość garnków. Zdecydowaliśmy się na tradycyjną grecką musakę, która jednak nie smakowała tu jakoś szczególnie - chyba była za słabo doprawiona. Oraz na regionalny przysmak - królik w sosie pomidorowym. To danie okazało się wyśmienite. Co docenił również pewien niespodziewany gość, dopraszając się o swoją część. W rejs wypłynęliśmy z Porto Vromi - stąd jest najbliżej do zatoki. Przez około 40 minut płynęliśmy wzdłuż oświetlonych słońcem wysokich klifów. Aż w końcu zobaczyliśmy w oddali słynną plażę i wrak. Zatoka jest głęboka nawet przy brzegu, dlatego również większe łodzie dobijają prawie do samej plaży. Kiedy schodziliśmy po drabince wprost na brzeg, czekało nas pierwsze zaskoczenie. To, co z daleka wyglądało na piasek, w rzeczywistości było grubym żwirem i kamieniami. Druga niespodzianka czekała na nas w wodzie. Kamieniste dno gwałtownie tu opada, więc liczyłem na ciekawe widoki podwodnego świata. Niestety zabrana na wycieczkę maska wcale się nie przydała - pięknie wyglądająca woda okazała się prawie nieprzezroczysta - za sprawą zawiesiny z pyłu wapiennego. Widzialność w wodzie nie przekraczała metra. Ale dzięki tej zawiesinie, woda przy plaży miała ciekawy jasnobłękitny odcień. Usiłowałem wdrapać się na pozostałości wraku, ale stalowa konstrukcja była tak gorąca, że nawet w silikonowych butach do wody nie dało się stanąć na niej dłużej niż przez kilka sekund. Niesamowite wrażenie robiła wysokość wapiennych urwisk nad plażą i nad naszymi głowami, kiedy pływaliśmy w zatoce. Pomimo, że wrak z bliska nie prezentuje się zbyt ciekawie, to cała kompozycja statku rzuconego na brzeg otoczony niemal pionowymi, białymi ścianami była niezwykle interesująca. Trudno ten klimat oddać na fotografiach. Dlatego choć w rzeczywistości zatoka widziana z poziomu morza była równie interesująca co z krawędzi klifu, to na zdjęciach lepiej prezentuje się z góry. Ale warto zobaczyć ją z obu perspektyw. W drodze powrotnej do portu, płynęliśmy bliżej klifu, który teraz był oświetlony żółtawym światłem popołudniowego słońca. Zaglądaliśmy do zatoczek i grot przypominających nieco Błękitne Groty, leżące po drugiej stronie przylądka Skinari. Tuż przy porcie jest kilka ciekawych grot, w których kształcie przy odrobinie wyobraźni można zobaczyć serce (Jaskinia zakochanych), profil Sokratesa czy samego Posejdona. Wracając z portu w kierunku hoteli, zatrzymaliśmy się jeszcze na moment przy punkcie widokowym, z którego widać było część trasy, jaką przed chwilą pokonaliśmy statkiem. Asia dalej ciągnęła swoje opowieści, więc nawet nie zuważyliśmy, kiedy dotarliśmy do Planos. Wycieczka trwała cały dzień - kiedy wróciliśmy do hotelu na kolację byliśmy już trochę zmęczeni. Ale w ciągu jednego dnia mieliśmy tyle atrakcji co w dwóch jednodniowych wycieczkach, wykupionych u rezydentki. |