Hefajstos (łac. Wulkan)
Hefajstos był najpracowitszym z bogów. Rzadko spotykało się go na przyjęciach u Zeusa
i wszyscy przywykli widzieć w nim samotnika. On jednak nie był samotny.
W swej cudownej kuźni na wyspie Lemnos lub we wnętrzu Etny, pośród wiernych cyklopów,
boski kowal pracował dniem i nocą, tak jak gdyby spoczynek nie był mu potrzebny.
Kuł pioruny dla Zeusa, naprawiał rydwan Słońca. Komu potrzebna tarcza, komu miecz, komu piękny pancerz ze złota
- ten szedł do Hefajstosa i wiedział, że mu kulawy kowal nie odmówi. Gdy miał więcej wolnego czasu,
to zrobił berło dla jakiegoś króla albo zabawiał się biżuterią, której boginie Olimpu nigdy nie miały dosyć.
Wszystko, co wychodziło z jego rąk, było dziwnie piękne i misterne.
Był synem Zeusa i Hery, choć niektórzy autorzy pisali, że zrodziła go sama Hera, tak jak Zeus sam
zrodził Atenę. Wychowywał się na Olimpie i wszyscy przepowiadali, że kiedyś wyrośnie na bardzo mądrego
boga. Kochał matkę i ujął się za nią wówczas, gdy Zeus w gniewie powiesił Herę za ręce u szczytu Olimpu.
Rozgniewany ojciec zrzucił go z nieba na ziemię.
Według innych podań to sama Hera zrzuciła go z Olimpu, aby go ukryć przed innymi bogami gdyż urodził się kulawy.
A być może dwa razy przydarzyło mu się to zrzucenie: raz przez ojca, raz przez matkę.
Zrzucony Hefajstos leciał przez cały dzień, aż nocą, niby meteor, spadł na wyspę Lemnos z połamanymi nogami.
Zaopiekowała się nim bogini morska Tetyda i zaniosła do swego morskiego domu z korali.
Powoli wracał do zdrowia. Opiekującym się nim boginkom, z wdzięczności za opiekę,
wyrabiał cudowne ozdoby: naszyjniki tak delikatne, jakby były z puchu piany morskiej,
naramienniki, pierścienie, diademy, a wszystko to błyszczało w szmaragdowej głębinie
niby migotanie zatopionych gwiazd. Przez dziewięć lat tak żył, aż zapomnieli o nim
i ojciec, i matka, i cały Olimp. Wszyscy byli przekonani, że zginął gdzieś
w przestworzach oceanu. On zaś nie chciał wracać do świata, z którego tak boleśnie go wygnano.
Dopiero Dionizos, bóg wina, spoił go raz, wsadził na osła i sprowadził na Olimp. Radość była ogromna.
Wiedziano bowiem, że z Hefajstosa w potrzebie jest dobry towarzysz, dowcipny i mądry,
a przede wszystkim taki pożyteczny: wszystko zrobi i wszystko naprawi.
Zeus, chcąc go uczcić i wynagrodzić dawne krzywdy, dał mu za żonę najpiękniejszą boginię, Afrodytę.
Ale nie było to szczęśliwe małżeństwo. Bogini piękności nie mogła się pogodzić z trybem życia swego męża.
Ona lubiła świat, bogów i ludzi, on tylko swoją kuźnię, ona chciała być wszędzie tam, gdzie wesele
i pląsy, on poza pracą nie znał innych rozkoszy. Wyrabiał najcudowniejsze klejnoty,
a sam chodził jak ostatni niewolnik, wiecznie osmolony i brudny.
Nie pomyślano tylko o jednej rzeczy: że Hefajstos był niegdyś młody, piękny i radosny,
jak wszyscy bogowie, a dopiero potem stał się opuszczony i ponury.
A że mu Zeus dał za żonę najpiękniejszą boginię, to uważał za nowe szyderstwo ze swojej brzydoty.
Afrodyta miała licznych kochanków i to zarówno wśród bogów (Ares) jak i śmiertelnych (Anchizes, Adonis).
Kiedyś Hefajstos przyłapał żonę z Aresem, więżąc kochanków w metalowej sieci. Wezwał potem innych
bogów pokazując im niewierność swej małżonki. Za wstawiennictwem Posejdona (być może za zapłatę) zgodził się kowal
uwolnić pojmanych. Ares czym prędzej uciekł wojować do Tracji, a Afrodyta na Cypr.
Hefajstos był bogiem sztuki kowalskiej, rzemiosła i ognia.
Kochał ludzkość i uczył ją obróbki metali i wykonywania dzieł sztuki.
Czczono go szczególnie na wyspie Lemnos. Tam był, jak się zdaje,
najstarszy ośrodek kultu Hefajstosa, związany z wulkanem, który na tej wyspie od najdawniejszych
czasów był czynny i wygasł dopiero za Aleksandra Wielkiego. Lemnijczycy utrzymywali, że właśnie
w głębi tej góry ognistej znajduje się kuźnia Hefajstosa. W Atenach obchodzono w październiku
Chalkeje - święto kowali. Na cześć Hefajstosa odbywały się lampadoforie - bieg z pochodniami.
Piesi i konni nieśli pochodnie i zwyciężał ten, kto z płonącą pochodnią pierwszy dobiegł
do celu.
W sztuce przedstawiano Hefajstosa jako muskularnego, brodatego mężczyznę, a dając mu siedzącą
postawę, ukrywano jego kalectwo. Zwykle ma przy sobie młot lub inny przedmiot wskazujący na zawód kowala.
|