WaterCity i Cret@quariumPodczas naszego poprzedniego pobytu na Krecie ominęła nas wycieczka do parku wodnego - teraz chcieliśmy to nadrobić. Jeszcze przed wylotem zacząłem przeglądać Internet, aby znaleźć najlepszy park - wybór padł na WaterCity w Anopolis, niedaleko Heraklionu. Co ciekawe już na Krecie, zarówno rezydentka TUI jak i pani z wypożyczalni sugerowała inny park - Acqua Plus - bliżej Hersonissos. Ale my byliśmy nieugięci, po pierwsze dlatego, że WaterCity jest największym parkiem na wyspie 80.000m2, a Acqua Plus - 50.000. A po drugie mieliśmy już wydrukowane ze strony parku kupony na 10% rabatu. Wyjechaliśmy wcześnie (jak na dotychczasowe wstawanie) rano - przed 8:00. Jechaliśmy właściwie tą samą drogą co poprzedniego dnia w kierunku Lassithi. Po drodze jednak zatrzymaliśmy na krótko w Gourni - wykopaliskach minojskiego miasta (a nie pałacu). Ruiny widzieliśmy poprzedniego dnia, gdy wracaliśmy z Lassithi. Jednak wtedy okazało się, że wstęp na teren wykopalisk możliwy jest tylko do 15:30, a my byliśmy tam pół godziny później. W Gourni poza nami nie było o tej porze żadnych turystów, więc pewnie pracująca tam ekipa archeologów zdziwiła się na nasz widok. Miasto jest dość dobrze zachowane - wysokie fundamenty murów domostw, wąskie brukowane uliczki czy długie kamienne schody pozwalają na wyobrażenie sobie jego struktury. Podobno w czasach minojskich było ono cztery razy większe i sięgało do samego morza, odległego obecnie o prawie kilometr. Dla Maćka, podobnie jak poprzedniego dnia, największą atrakcją było spotkanie z miejscowym kotem, który nie pogardził drobnym poczęstunkiem (tym razem specjalnie zabranym ze śniadania). Jadąc dalej drogą "ekspresową" minęliśmy Agios Nikolaos i kierując się drogowskazami na WaterCity po dalszych 30-40 minutach jazdy dotarliśmy w okolice Heraklionu - wyraźnie widać było samoloty zniżające się nad morzem w kierunku lotniska. Mimo, że Anopolis znajduję się na wzgórzu po lewej stronie drogi National Road (jadąc od wschodu), to nie ma z niej bezpośredniego zjazdu - musieliśmy trochę pokluczyć. Dlatego po minięciu zjazdu na Hersonissos, kilka minut za miejscowością Gouves, zjechaliśmy w prawo na Old National Road.. Przejechaliśmy przez Gournes i w Kokkini Chani, obok dużego supermarketu skręciliśmy w lewo kierując się drogowskazami. Przejechaliśmy pod National Road i zaczęliśmy wspinać się krętą drogą na wzgórze. O tym, że jesteśmy na dobrej drodze wkrótce przekonał nas stylizowany na Hollywood napis. Dotarliśmy do parku wodnego około 10:15, wbrew moim obawom nie błądząc nigdzie po drodze - pomocne przy tym okazały się mapki wydrukowane jeszcze w Polsce z Google Maps i znakomita praca pilotów. Błyskawicznie kupiliśmy bilety (22€ minus 10% rabatu za kupony), przebraliśmy się (kłódka do szafki 3€ plus 3€ kaucja), nasmarowaliśmy się kremem z filtrem i zabawa została rozpoczęta. Park okazał się bardzo fajny - na sporym terenie w dużym stopniu porośniętym zielenią. Oprócz typowych wolnych i szybkich zjeżdżalni, w tym Kamikadze, różnych prostych i pozakręcanych rur, szalonej i leniwej rzeki czy basenu z falami były też dwie zjeżdżalnie, które na dłużej przykuły naszą uwagę. Pierwsza to zjeżdżalnia Turbo Cyclone, którą my poznaliśmy już na Kos i nazwaliśmy "rondlem". Długą stromą rurą zjeżdżało się i wpadało z wielką prędkością do okrągłego pojemnika w kształcie garnka i kontynuowało jazdę po jego wewnętrznych ściankach, aby po kilku okrążeniach wypłynąć na zewnątrz. Tym razem jednak jazda odbywała się na pontonach, co przy tych prędkościach było przyjemniejsze dla ciała. Była, też mniejsza, bez pontonów wersja "rondla" ale ten większy cyklon bardziej nam odpowiadał. Druga zjeżdżalnia - Sidewinder - została w tym roku przebudowana (na stronie parku i w folderze są jeszcze zdjęcia starej). Z wysokiej wieży zjeżdżało się w dwuosobowych pontonach stromą, szeroką pochylnią, która po osiągnięciu najniższego punktu, zaczynała się po przeciwnej stronie znowu piąć stromo w górę. Po kolejnym zjeździe lądowaliśmy w basenie z wodą. Zjeżdżalnia ta cieszyła chyba się największym powodzeniem, więc zawsze 5-10 minut trzeba było do niej odstać w kolejce. Ale ze względu na wielką prędkość na pierwszym zjeździe i ciekawy podjazd do góry z ponownym zjazdem była to dla nas najciekawsza atrakcja parku. Jak widać w każdym kolejnym parku wodnym można znaleźć coś nietypowego. Kolejną nie spotkaną wcześniej atrakcją, była Zabawa w Tarzana - zjazd na rękach po linie z lądowaniem w basenie. Po prawie 5 godzinach zbieraliśmy się w drogę powrotną - pewnie zostalibyśmy dłużej, ale czekała na nas jeszcze jedna atrakcja tego dnia. W drodze powrotnej, jadąc z Kokkini Chani starą drogą skręciliśmy w Gournes w lewo, na tereny dawnej bazy amerykańskich sił powietrznych. Nad morzem, w sąsiedztwie lasu kilkunastu wysokich masztów radiowych znajduje się Cret@quarium. Wstęp kosztuje 8€, a można jeszcze dokupić za 3€ osobistego przewodnika - niewielkie urządzenie z głośniczkiem opowiadające w wybranym języku (również po polsku) wiele ciekawych informacji nt. oglądanych właśnie ryb. My tego nie wzięliśmy, ale zacząłem tego żałować gdy przy jednym z akwariów usłyszałem informacje "przewodnika". Najbardziej zaskakujące w akwarium była wielkość zbiorników z rybami, zwłaszcza olbrzymi zbiornik z rekinami (powierzchnia dna co najmniej 50m2) oraz wielka różnorodność ryb. Czasami, zwłaszcza oglądając bajecznie kolorowe rybki, aż się nie chciało wierzyć, że nie pochodzą z tropików tylko mórz otaczających Kretę. A o wielkości całego Cret@quarium niech świadczy fakt, że gdy po kilkunastu minutach oglądania, zachwyceni chcieliśmy zakończyć zwiedzanie, w poszukiwaniu wyjścia znaleźliśmy drugą część o podobnej wielkości, ale tym razem z większą ilością mniejszych zbiorników. Zdecydowanie polecam to miejsce, a więcej informacji można znaleźć na oficjalnej stronie.
|