Dzień 1 - wyjazd z PolskiDługo oczekiwany dzień. Madzia do końca nie wierzyła, że wyjazd dojdzie do skutku - kiedyś prawie pojechała w Bieszczady z przyjaciółmi ale przyplątał mi się "wyrostek". Więc powiedziała, że tym razem uwierzy jak wejdzie do autokaru. Nie wiem - chyba uwierzyła. Za to autokar na pierwszy rzut oka trochę mnie rozczarował - zamiast obiecywanej nowoczesnej SETRY zajechał dość stary NEOPLAN. Ale jak się okazało później był dość komfortowy, tylko klima w Grecji, w pełnym słońcu nie zawsze się wyrabiała. Może dlatego, że szyby nie były mocno przyciemnione? Na razie jednak nie było greckich upałów, tylko jesienna mżawka i włączone było ogrzewanie. Autokar zabierał 50 osób na górny pokład - na dolnym był bagażnik, "sypialnia" drugiego kierowcy i szoferka. Około godziny 16 dojechaliśmy pod granicę czeską. Dwadzieścia parę kilometrów od Cieszyna zatrzymaliśmy się w motelu na obiad. Planowy odjazd - o 17:00. Po obiedzie wyszliśmy z Grzesiem z restauracji - dziewczyny gdzieś zostały. Patrzę, a na parkingu stoi autokar - taki sam jak nasz NEOPLAN - ale z rozbitą przednią szybą. Zdążyłem tylko zażartować, że ktoś ma pecha, kiedy po chwili dotarło do nas, że to nasz autobus. Nadeszły dziewczyny - miny raczej mieliśmy smętne. Zaczęło się wydzwanianie pilotki i kierowców do siedziby przewoźnika, innych biur podróży itp. - ale w piątek po południu nie było to takie proste. Stanęło na tym, że nie można załatwić autokaru zastępczego - musimy czekać na nowa szybę (z Krakowa) i jej wymianę. Planowano ok. 6-7 godzin czekania, a w Wenecji byliśmy przecież "umówieni" na prom, więc każda godzina opóźnienia była dla nas coraz bardziej niepokojąca. W międzyczasie poznaliśmy przyczyny stłuczki - okazało się, że kierowca tankował na pobliskiej stacji, a przodem do niego dojechał inny autokar - też z Gdańska. Po zatankowaniu nasz kierowca chciał mu ustąpić miejsca przy dystrybutorze i "cofając się" ... pojechał do przodu - prawdopodobnie pomylił biegi.. Tak więc okazało się, że dalej na parkingu stoi drugi NEOPLAN z wycieczką do Chorwacji, też ze zbitą przednią szybą. Trochę nam krwi popsuła informacja, że już po nich jedzie zastępcza maszyna. Miała być po 3 godzinach - w praktyce była po 5. A nasza szyba przyjechała po 21:00. Potem wymiana w pobliskim warsztacie i schnięcie kleju - kilka godzin. My w tym czasie czekaliśmy w zadymionym barze. Ci co się nie zmieścili i byli odporniejsi na zimno (poniżej 10° C) czekali na dworze. Wreszcie między 2:00 a 3:00 w nocy powrócił autokar z warsztatu - z nową, śmiesznie pooklejaną taśmami szybą - i wyruszyliśmy dalej, do granicy. Generalnie mieliśmy szczęście, że nikomu nic się nie stało, i że do stłuczki doszło przed granicą - w przeciwnym razie zamiast do Grecji pojechalibyśmy pewnie z powrotem do Gdańska. |