Hotel i okolicaLokalizacja hotelu Gerani to niewielka, spokojna miejscowość leżąca około 15 km na zachód od Chanii, położona pomiędzy starą drogą Chania-Kissamos a morzem. Są tu dwa duże kompleksy hotelowe oraz kilkanaście mniejszych hoteli i hotelików oraz pensjonaty, kilka sklepów i tawern, wypożyczalnia samochodów, dwie stacje paliw. I to chyba wszystko. W sklepikach można zaopatrzyć się w podstawowe towary: napoje, przekąski, sprzęt plażowy i pamiątki/upominki, ale wybór nie jest duży. Najbardziej różnorodny asortyment, a przy tym niskie ceny, ma minimarket położony najbliżej hotelu - wystarczy pójść do najbliższego skrzyżowania, wśród trzcin, skręcić w prawo i zaraz za mostem nad wyschniętym potokiem jest sklep i tawerna (5 min. od hotelu). Pozostałe sklepy i tawerny są w „centrum”, około 500-1000 metrów od hotelu, przy wąskiej drodze, biegnącej równolegle do drogi Chania-Kissamos, ale nieco bliżej morza (drogi te na końcu Gerani łączą się). Na większe zakupy warto wybrać się do Platanias - najbliższy przystanek autobusowy, w kierunku Chanii, jest ok. 700 m od hotelu, przy starej drodze Chania-Kissamos. Platanias (ok. 3km od hotelu, 12km od Chanii) to już spory kurort - są tam dziesiątki hoteli i setki sklepów. Po zmroku główna ulica prowadząca do Chanii jest totalnie zatłoczona. Większość turystów, których tam słyszeliśmy, pochodziła chyba z Holandii lub Belgii. Trudno znaleźć wolne miejsce do parkowania, zwłaszcza po zmroku - my po kilku próbach zaparkowaliśmy w końcu na płatnym (1€/h) parkingu podziemnym, mniej więcej w połowie miejscowości - był prawie pusty. Autobusy w kierunku Chanii jeżdżą według sobie tylko znanych reguł - brak jakiegokolwiek rozkładu na przystankach, a zapewnienia konduktora, że jeżdżą codziennie co 10 minut, to już czysta fantazja. Myślę, że jest to bliższe 30 minutom. Skoro już mowa o konduktorze - zawsze jest w autobusie i tylko u niego można kupić bilet (i na dworcu w Chanii) - z Gerani do Chanii kosztuje 2,20€. O ile jadąc w kierunku Chanii wsiąść można do każdego autobusu (dalekobieżny czy podmiejski) z nazwą tego miasta nad przednią szybą, to w powrotnej drodze jest gorzej. Najlepiej zapytać w kasie dworca, z którego stanowiska odjeżdża najbliższy autobus, a przy wsiadaniu dodatkowo kierowcę lub konduktora. Jeśli nie mamy pewności, na którym przystanku wysiąść w drodze do hotelu - najlepiej zapytać konduktora. Cała droga z Gerani, przez Platanias, Agia Marina (kurort najbliżej wyspy Św. Teodora) do Chanii zajmuje około 30 minut. Hotel Silver Beach Hotel Silver Beach leży w Gerani, nad samym morzem, jednak z dala od centrum i innych hoteli. Gdyby ktoś chciał go ocenić po otoczeniu, pewnie by się na niego nie zdecydował - wokół małe poletka lub nieużytki porośnięte wysokimi na 4-5 metrów trzcinami. Jednak to bardzo przyjemny obiekt, bez problemu zasługujący na swoje ****. Składa się właściwie z dwóch części. Pierwsza, to piętrowy budynek z pokojami wokół basenu i przylegająca do niego recepcja oraz bar. Druga część to dwa dwupiętrowe budynki za restauracją, z pokojami i siłownią w suterenie. My mieliśmy pokoje w tej drugiej części, jak zresztą większość Polaków. Było stąd bliziutko do restauracji, trochę dalej do basenu i plaży - ale bez przesady z tym „dalej” - to naprawdę mały obiekt - zaledwie 51 pokojów. Wokół budynków pełno było zieleni - palmy, kwitnące krzewy i starannie utrzymywane trawniki (automatycznie zraszane rano i wieczorem). Na jednym z trawników, obok placu zabaw dla najmłodszych, znajdowało się mini boisko do siatkówki i bramki. Mile zaskoczyły nas pokoje - były naprawdę duże, wyposażone w aneks kuchenny z kuchenką (w szufladzie) i opcjonalnie czajnikiem elektrycznym oraz mikrofalówką. Tak jak większość gości w hotelu, mieliśmy wyżywienie All Inclusive, więc rzadko korzystaliśmy z aneksu, ale czasem się przydawał. Pokoje były codziennie sprzątane, a co kilka dni wymieniana była cała pościel. Czyste ręczniki dostawaliśmy codziennie. Balkon wychodził na drogę dojazdową do hotelu - jedną z dwóch - tę wykorzystywaną głównie przez pieszych. Na pniach rosnących tuż obok balkonu wysokich palm cały czas widać było cykady - a ich muzyka towarzyszyła nam przez cały dzień, do późnej nocy. Trochę dziwnie działała klimatyzacja - niby sterowana pilotem, ale sama temperatura nie reagowała na zmiany. Zapewne była regulowana centralnie, w zależności od temperatury na zewnątrz, bo w pokoju utrzymywała się stała wartość ok. 24-26°C. Więc można było ją tylko włączyć/wyłączyć i regulować intensywność oraz kierunek nadmuchu. Zgłosiliśmy to w recepcji, ale pani coś sprawdziła i stwierdziła, że wszystko jest OK. Teoretycznie w hotelu był mini sklep. Ale w praktyce było to zaledwie kilka regałów przy barze, z najbardziej podstawowymi artykułami - woda, słodycze, kremy do opalania, buty do wody itp. Nie widzieliśmy, by ktoś w nim kupował, ale nie ma się co dziwić, skoro bardzo dobrze wyposażony mini market był zaledwie 5 min. drogi od hotelu. Na terenie całego hotelu dostępny był darmowy internet Wi-Fi o dość dużej przepustowości. Nasze pokoje były położone najdalej od budynku głównego, więc sygnał był słabszy niż przy basenie czy na plaży, ale nadal wystarczający. Natomiast na plaży, gdzie był dodatkowy nadajnik, sygnał był tak dobry, że bez problemu można było dzwonić przez internet. Basen i plaża Basen w hotelu jest mały, ale jak na 51 pokojów i możliwość korzystania z plaży - zupełnie wystarczający. Większa część miała ok. 15 m długości i jak na tak mały rozmiar, była dość głęboka - od 90 cm przy schodkach, do 270 cm na przeciwnym krańcu. Mniejszy brodzik miał ok. 70 cm głębokości. Woda była trochę cieplejsza niż w morzu i bardzo delikatnie chlorowana. Z basenu korzystaliśmy tylko w ciągu kilku dni, kiedy na morzu były wysokie fale. I wyłącznie późnymi popołudniami, bo w ciągu dnia było tam za gorąco. Ale byli goście, których widywaliśmy tylko przy basenie. W barze przy basenie wiele napojów było dostępnych w ramach All Inclusive, ale za frappé czy ouzo trzeba było zapłacić. Plaża hotelowa jest piaszczysto-kamienista - piach jest głównie przy leżakach, natomiast przy morzu są kamyki. Dno opada dość powoli, ale też jest kamieniste. Jednak są to na tyle małe kamyki, że bez problemu dawało się wejść bez obuwia - mieliśmy je ze sobą, ale skorzystaliśmy tylko raz - do spaceru wzdłuż plaży. W lewej części plaży w wodzie zdarzały się pojedyncze głazy, na których widziałem jeżowce. Woda w morzu była ciepła - ok 25-26°C, czysta i gładka jak w jeziorze, więc bez problemu można było pływać na materacu. Praktycznie cały pierwszy tydzień plażowaliśmy nad morzem - przy basenie nie wiało, więc było zbyt gorąco. A temperatura w cieniu osiągała 36-38°C. Do baru było blisko - żyć nie umierać :-) W drugim tygodniu pogoda się zmieniła - temperatura powietrza spadła do 29-32°C, a silny wiatr z północy sprawił, że pojawiły się duże fale. Zieloną flagę na plaży zastąpiła czerwona. Gdy fale chwilami trochę słabły, dawało się pływać, ale woda była tak bardzo zmącona, że nie było to zbyt przyjemne. Na szczęście większość drugiego tygodnia spędziliśmy na wycieczkach, ale gdybyśmy zaplanowali je (oraz wynajęcie auta) na pierwszy tydzień, to niewiele byśmy skorzystali z morza. Hotel leży na uboczu, więc na plaży nie pojawiały się osoby „obce” - idąc pływać można było spokojnie zostawiać wszystko pod parasolem. Goście korzystający z All Inclusive mogli za darmo korzystać z leżaków i parasoli - i przy basenie, i na plaży. Nie było konieczności wczesnej rezerwacji ręcznikami - jeszcze po śniadaniu sporo było wolnych. Chyba, że miało się jakieś ulubione miejsca. Przedpołudniami i w południe prawie wszystkie leżaki były już zajęte, ale po południu znów było już trochę wolnych, zwłaszcza na plaży. Były takie dni (większej wymiany gości w hotelu np. w niedzielę), kiedy przez cały dzień dużo leżaków było wolnych. Wyżywienie
Wybierając hotel z wyżywieniem All Inclusive light zakładaliśmy, że będzie to podobne do tego co mieliśmy trzy lata wcześniej w Pappas na Peloponezie. Wóczas były to właściwie trzy posiłki z czego lunch skromny. Napoje i drinki w ciągu dnia były bardzo ograniczone asortymentem i czasem.
Natomiast w Silver Beach wersja light to było prawie All Inclusive. Od „pełnego” AI różniło się tylko brakiem przekąsek czy słodyczy w przerwach pomiędzy posiłkami. Zaskoczyło mnie tylko, że ouzo nie było w ofercie AI. Ale okazuje się, że na Krecie podstawowym lokalnym alkoholem jest tiskoudia a nie ouzo. W rejonie Chanii jest to tiskoudia, dalej na wschód nazywa się raki, ale to ten sam „bimber”, który towarzyszy Kreteńczykom w niemal każdej sytuacji. W wielu miejscowościach mieszkańcy wspólnie destylują raki w wioskowej destylarni. Przez 2-3 tygodnie na przełomie października i listopada prawie codziennie któryś z nich przynosi swój zacier (robiony na bazie moszczu pozostałego po produkcji wina) i często takie „pędzenie” zamienia się w biesiadę z muzyką i tańcami. Tsikoudia jest zwyczajowo podawana w malutkich kieliszkach wraz z deserem, po zakończeniu głównego posiłku, a czasem jako aperitif przed posiłkiem. Przy czym oryginalny „bimber” ma znacznie większą zawartość alkoholu (40-65%), niż to co można kupić w sklepach (max. 40%). Wszystkie posiłki podawane były w jasnej i przestronnej restauracji - nigdy nie było problemów ze znalezieniem wolnego stolika. Obsługa błyskawicznie zbierała nakrycia i przygotowywała stoliki dla kolejnych gości. Każdy posiłek zakończony był niezmiennym rytuałem karmienia kotów, które rezydowały w krzewach przy restauracji. Już po kilku dniach bezbłędnie wyczuwały kiedy wychodzimy po posiłku, a gdy wyjeżdżaliśmy po dwóch tygodniach nie były już takie chude jak na początku :-) Atmosfera w hotelu W hotelu było dużo Polaków - myślę, że co najmniej 1/3 gości. Oprócz języka polskiego słyszeliśmy niemiecki, angielski i francuski. Była też przynajmniej jedna rodzina mówiąca po rosyjsku. Tak jak się spodziewaliśmy, w hotelu nie było jakichkolwiek animacji zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci - dla nas był to duży plus. Dzieci też nie było dużo - generalnie panowała więc cisza i spokój. Jedynie przy basenie słychać było muzykę z baru, a na plaży nieustające granie cykad i szum morza. Obsługa była bardzo miła i życzliwa, zwłaszcza pani rządząca restauracją. Kiedy okazało się, spóźnimy się na kolację z wycieczki do Wąwozu Samaria, wpuszczono nas do restauracji po zamknięciu. Pani zapewniała, że gdybyśmy spóźnili się jeszcze bardziej, to w lodówce w pokoju czekałyby na nas kanapki. Ta sama osoba już po pierwszym dniu orientowała się, z jakich pokojów jesteśmy i bez pytania odhaczała naszą obecność na liście, czy podawała zamówione pakiety suchego prowiantu. Na zaplanowane wycieczki bez problemów można było zamówić pakiety za każdy opuszczony posiłek - wielka kanapka, ciasto, owoc i butelka wody. Kiedy odbieraliśmy taki pakiet za śniadanie w dniu wyjazdu, pani bardzo wylewnie się z nami pożegnała - gest nie do pomyślenia w dużym hotelu. |